Jubileuszowa układanka

Bogna Błażewicz
Jubileuszowa układanka
z obrazkami tutaj

40-lecie pracy to niemało. Okazja do napisania kilku słów szczególna, można by rzec – doniosła, ale to przymiotnik zbyt pompatyczny w odniesieniu do Jubilata Jacka Papli, który od wszelkiego patosu i podniosłego tonu zdecydowanie stroni. Konsekwentnie. Obce mu są zarówno napuszenie, jak i wszelka poza… I jak tu pisać o kimś, kto nie chwali się sukcesami, choć wiele przez te 40 lat zdziałał?

Cóż, nie będzie to tekst biograficzny ani żadnego rodzaju monografia czy choćby jej zarys, zresztą nie pora przecież na podsumowanie życia, które trwa i ewoluuje, wchodząc w kolejne fazy. Emerytura to nie koniec wszystkiego, ale początek nowego etapu. Nie dla każdego, ale dla Jacka Papli z pewnością. Moment to przełomowy, ale nie smutny. Takie przełomy skłaniają, by spojrzeć wstecz, by lepiej widzieć, pełniej rozumieć, bardziej znać… No dobrze, może i coś podsumować, ale nie życie – raczej niektóre jego aspekty, dotychczasowe radości i rozczarowania, osiągnięcia i porażki. Zamknąć rozdział, by otworzyć następny… Nie da się wprawdzie przeszłości uporządkować, bo twór to efemeryczny, kapryśny, stale wymykający się pamięci i zmieniający „maski”, ale można pozbierać – choć niekoniecznie zgodnie z chronologią – części układanki w jednym miejscu… Nie wszystkie, bo niektóre zaginęły, schowały się za innymi, trudno je znaleźć… Tak to już jest. Może trochę szkoda, że czegoś już odtworzyć się nie udaje, ale za to w naturalny sposób objawia się to, co naprawdę ważne.

***

Nastoletni Jacek klei modele żaglowców i marzy o tym, żeby kiedyś być konstruktorem statków… Gra też na gitarze. To trochę taki podświadomy „plan B”, bo jak sam po latach stwierdza: „gdybym nie został grafikiem, pewnie byłbym gitarzystą”. Prywatna historia zatoczy koło i Jacek Papla odchodząc na emeryturę, będzie planował, jakie modele okrętów sklei, gdy już uwolni się od obowiązków, a będzie mógł robić tylko to, na co ma ochotę. No i teraz będzie miał dwóch godnych pomocników – wnuków – Lukę i Marcosa. I tak oto nieco uśpiona, z nadmiaru zajęć, modelarska pasja ożywa i znowu w wyobraźni powstają żaglowce…

  ***

Z zamiłowania do gry na gitarze pozostało hobby i miłość do bluesa, którą zresztą dzieli z żoną Ewą. Bardzo też oboje lubią tańczyć, co zdradziła mi jedna z córek. Ówczesna młodzieńcza gra na gitarze wypływała z wrodzonej potrzeby wolności. Nie mógł pójść w ślady ojca – ślusarza, bo pociągała go niezależność. Projektowanie żaglowców, jak i muzyka, wiązały się z tworzeniem, otwierały nowe przestrzenie i perspektywy. Mimo początkowych porażek – nie dostał się na budowę okrętów w Gdańsku, później porzucił politechnikę, by zdawać do PWSSP, gdzie się nie dostał…

Już wtedy wyraźny był ważny rys jego charakteru i decyzja, by nie iść na łatwiznę, ale być wiernym sobie, swoim prawdziwym przekonaniom, marzeniom i dążeniom. Tę wierność będzie miał zresztą okazję przez wiele lat ćwiczyć. Aż do bólu i ze wszystkimi konsekwencjami…

***

Trzydziestoletni Jacek Papla staje się persona non grata na poznańskiej uczelni artystycznej, bo wbrew zmianie politycznej koniunktury pozostaje socjalistą. Płaci wysoką cenę. Włącznie z ostracyzmem środowiska, odrzuconym przy pierwszym „podejściu” doktoratem i łatką „czerwonego”, którą będzie nosił już zawsze. Gdy nadejdzie czas przejścia na emeryturę, powie z nieskrywaną dumą: „jestem socjalistą – i doda ze śmiechem – komunistą to już nie, bo przecież mam własną firmę…”

***

Licealista Jacek uczy się w renomowanym poznańskim „Marcinku”. W innym ustroju niż ówczesny pewnie nie byłoby to możliwe. Syn ślusarza, niezamożny – nie może sobie pozwolić na korepetycje. Znajomy wyciąga pomocną dłoń i Jacek chodzi do ASP jako wolny słuchacz. Do dziś jest za to wdzięczny Marianowi Szmańdzie, bo to on mu w tym pomógł. W sumie na studia dostaje się za trzecim razem, ale za to z pierwsza lokatą. To historia o uporze i wytrwałości…

***

Lata 70. Powstają pierwsze sitodruki Jacka Papli. Żmudna robota, wymagająca precyzji i dobrego papieru, o który w ówczesnej Polsce trudno. A na dodatek Jacek upodobał sobie już wtedy duże formaty. Toczy się więc walka z materią. Jeśli odbitka się nie uda, bezcenny arkusz przepada… Dzisiejsi graficy nie znają bólu wynikającego z braku podstawowych materiałów. Wtedy, w latach 70. czy 80., praca graficzna to bez większej przesady: krew, pot i łzy. Sitodruk, wynaleziony stulecia temu przez Japończyków, dopiero w połowie XX wieku rozpowszechnił się w Europie. Na początku traktowany jako technika poligraficzna z czasem zagościł na obszarze sztuki. Lata 50. i 60. to czas prawdziwej ekspansji serigrafii zarówno w Ameryce, jak i Europie. Głównie zresztą za sprawą op-artu i pop-artu. Pochodzące z drugiej połowy lat 70. oraz z lat 80. wczesne prace Jacka Papli były, jak na owe czasy, bardzo nowoczesne. Z wyrazistym rastrem, w dużym formacie, niby proste, a jednak przykuwające uwagę. Obecnie techniki graficzne poszły tak daleko, że pewnie trudno ówczesne nowatorstwo docenić. Druk cyfrowy zminimalizował ograniczenia, ale graficy w Polsce lat 70. i 80. byli w diametralnie innej niż dzisiaj sytuacji.

***

Rok 2016. Jacek Papla szykuje się do emerytury. Poglądy ma nadal te same i mimo różnych przykrych ich konsekwencji odczuwa coś, co można by, mimo jego laickiego światopoglądu, nazwać czystym sumieniem… Jest też rodzaj dumy, że tak wiele osiągnął, wywodząc się (jak i jego żona) z robotniczego środowiska. Ze śmiechem stwierdza: „Głupio o tym mówić, ale sporo udało mi się w życiu zdziałać”. Można o nim powiedzieć, że „daleko zaszedł”. Prawie 20 lat prowadził Pracownię Sitodruku na poznańskiej uczelni, później przeniósł się na Uniwersytet Zielonogórski, a precyzyjniej mówiąc do tamtejszego Instytutu Sztuk Wizualnych, gdzie 12 lat również prowadził Pracownię Sitodruku, potem Pracownię Grafiki Projektowej. 

***

Sierpień 2016. Leniwe weekendowe popołudnie. Żona i córki Jacka Papli, jeden z zięciów, wnukowie, przyjaciele. Wszyscy siedzą na drewnianym tarasie. Dom w lesie, z dala od zgiełku, od polityki i układów. Kawa, szarlotka – drobne przyjemności codziennego życia. Rozmowy bez pozy, udawania. Normalne życie, czyli jeden z głównych tematów prac Jacka Papli, który czerpie inspiracje z chwil, widoków, wrażeń. W całej jego dotychczasowej twórczości zauważalna jest wrażliwość na to, co dostrzeżone niejako przy okazji, po drodze. Często tematem jest najbliższa rodzina. To sierpniowe popołudnie, roześmiane twarze wokół stołu mogłyby się znaleźć na jednej z grafik… Ma zresztą w swym dorobku wielkoformatową pracę pt. Leniwa niedziela (druk cyfrowy, sitodruk) pochodzącą z 2000 roku.

***

Moje, Twoje, Nasze serigrafia Jacka Papli pochodząca z 1977 roku. Prosta, minimalistyczna, płynąca z fascynacji artysty zauważonym widokiem, szczególną chwilą, uchwyconym kadrem. Kadr to niejako słowo klucz, bo Jacek już wtedy był pasjonatem fotografii. Robienie zdjęć przyzwyczaja oko do kadrowania otoczenia, uczy zauważania proporcji, które służą konstruowaniu harmonijnie skomponowanych obrazów. Jacek Papla w swych wczesnych pracach jest przede wszystkim wrażliwym, uważnym obserwatorem, dostrzegającym niezwykłość w pozornej zwykłości pejzażu. Zresztą ta zdolność, która pozwala doceniać nie dla wszystkich oczywiste walory obrazów jest charakterystyczna dla jego twórczości. To samo dotyczy dostrzegania wagi chwili, niejako reprezentatywności epizodu, który odsyła do czegoś więcej, staje się syntezą codzienności, relacji rodzinnych, życia. Stąd pojawiające się do dzisiaj w pracach Jacka Papli uchwycone w zwyczajnych sytuacjach najbliższe mu osoby – żona i córki. Ale wracając do pejzaży z lat 70. – Jacek Papla przetwarza je z poszanowaniem naturalnej urody dostrzeżonych widoków. Gest artysty polega przede wszystkim na kadrowaniu, wyborze barwy i stosowaniu rastrów. Znający te prace tylko z reprodukcji, tak naprawdę ich nie znają. Zobaczenie grafik: Moje, twoje, nasze; Jestem; Ona; XXX w ich oryginalnym formacie to rzeczywiste ich poznanie i pełne doświadczenie ich oddziaływania i nie bójmy się tego słowa – urody.

***

Lata 80. w Polsce to czas przemian. Jest nadzieja, ale również niepokój. Niepokój pojawiający się zresztą już wcześniej w grafice Ona. Trudny do określenia, ale obecny… Czas przemian to również czas próby. Weryfikuje się skład grupy znajomych, przyjaciół, zmieniają relacje międzyludzkie, obnażają słabości. I jak to w naszej polskiej historii się niejednokrotnie zdarzało i zdarza – polityka dzieli ludzi. Nic dziwnego, że jedno z często powtarzanych i wciąż aktualnych przekleństw (podobno chińskich, choć różne są zdania na ten temat) brzmi: „Obyś żył w ciekawych czasach…” Lata 80. w pewnym sensie przecinają polskie społeczeństwo na dwa obozy – ludzi dawnego i nowego systemu. W twórczości Jacka Papli jest to dekada cykli graficznych: Matraterenye, Zaduma, Szkice polskie, Notatnik bułgarski, Notatnik norweski i Góry moje. Nowe serie pejzaży pozwalają rozpoznawać znaną już wrażliwość artysty na urodę przypadkowych widoków. Tematem nadal jest natura, ale coraz bardziej przetwarzana, coraz wyraźniejsza się staje „ingerencja” artysty. Zauważony widok, fotografia miejsca stają się pretekstem do snucia własnej opowieści, której akcja rozgrywa się z dala od zgiełku, od publicystyki i co za tym idzie – od głównych nurtów sztuk wizualnych. To bardzo prywatna opowieść.

***

Jacek Papla nie lubi słowa „artysta” – mówi o sobie, że jest grafikiem. Zresztą ogólnie unika wszelkiej pozy i autokreacji. Nie uczono go, że trzeba się umieć sprzedać. Należy do pokolenia, ale też ogólniej typu charakterologicznego, któremu obca jest tak wszechobecna dzisiaj w drugiej dekadzie XXI wieku autopromocja. Czerpie satysfakcję z pracy – zarówno twórczej, w tym również projektowej, jak i pedagogicznej, bycia z rodziną, obserwacji natury, towarzystwa ulubionych zwierzaków. A na pytanie o największy sukces – odpowiada, że jest nim to, że pozostaje sobą i nie oddaje pola sytuacjom, nawet gdy są przykre… Nieugięta wierność swoim poglądom jest kosztowną zasadą, niezależnie od tego, czy są usytuowane po prawej czy lewej stronie. Postawa Jacka Papli wobec ludzi i zdarzeń, które odbierały mu spokój, może imponować. Nasuwa skojarzenie z pamiętnymi słowami doświadczanego przez życie i swoich antagonistów dysydenta Josifa Brodskiego: „Pozwalałem sobie na wszystko, prócz skargi…”.

***

Prace graficzne Jacka Papli z lat 70. sprawiają wrażenie majestatycznych nie tylko dzięki wymiarom, ale i przez to, że w przetworzonych pejzażach uderza wrażenie zatrzymania promieni światła, rozbłysków, roziskrzenia. Fragmenty natury zdają się być zastygłe wbrew prawom fizyki, uwięzione w chwili. Każda z grafik zamyka się w wąskiej tonacji barwnej: czarni i bieli, sepii lub zieleni. Późniejsze prace staną się bardziej „dynamiczne”, pojawi się w nich również żywy kolor, często mocno skontrastowany z tłem. Jednak siłą tych wczesnych sitodruków jest właśnie ich pewnego rodzaju surowość i niemal ostentacyjna prostota, które, paradoksalnie, skrywają żmudną pracę i precyzję przypisaną do techniki sitodruku. Może to wrażenie subiektywne, ale serigrafia Jestem zawiera w sobie ogromny ładunek metafizyczny. Biorąc pod uwagę laicki światopogląd autora, takie stwierdzenie zakrawać może na spore nadużycie, ale tak manifestacyjne połączenie światła z kategorią bycia, istnienia człowieka wręcz narzuca skojarzenia związane z duchowym wymiarem egzystencji. Zresztą światło jest w pracach z lat 70. jednym z najważniejszych elementów konstruujących obraz. I pewnie dzięki wyrazistemu operowaniu światłem wywodzące się z fotografii grafiki Jacka Papli mają moc hipnotyzowania widza.

***

XX wiek ASP w Poznaniu. XXI wiek Instytut Sztuk Wizualnych na Uniwersytecie Zielonogórskim. Na obu uczelniach Jacek Papla jako pedagog odczuwa satysfakcję z kontaktu ze studentami. Adeptów projektowania graficznego uczy przede wszystkim konsekwentnego myślenia i samodzielnej eliminacji błędów oraz cennej umiejętności profesjonalnego przedstawienia projektu klientowi. Jacek Papla uważa zawód grafika projektanta za trudny – stwierdza: „Artysta nie ma takich zobowiązań, bo sztuka nie wymaga komentarza, a projekt trzeba uzasadnić”. Podsumowując swą pracę jako pedagoga, uśmiecha się na myśl o studentach, z którymi się zetknął, ciepło wspomina żarliwe dyskusje i dodaje: „Wdzięczność studentów i zrozumienie w ich oczach to sympatyczne momenty, które wynagradzają trudy”.

***

W pracach graficznych Jacka Papli z lat 80. pojawiają się coraz śmielsze gesty odautorskie. Coraz więcej w nich koloru, ale i pewnego rodzaju żartu czy też zabawy formą. Przykładem może być przystrajanie szarych i surowych fasad domów poprzez domalowanie obfitych i intensywnie kolorowych roślin ozdobnych w grafikach z cyklu Notatnik norweski. Zabieg to przewrotny i skłaniający do zadawania pytań o rzeczywisty wygląd zauważonych przez autora miejsc, o jego osobiste odczucia, wrażenia. Barwne plamy liści i kwiatów na szarych i monotonnych płaszczyznach, działają prowokacyjnie. Intrygują, zatrzymują wzrok. I chyba to jest właśnie najistotniejsze odczucie – to zatrzymane spojrzenie, którego najpierw doświadczył autor, by potem mógł je przejąć odbiorca. Tak powstaje szczególny kontakt pomiędzy twórcą i widzem. W tym zatrzymanym spojrzeniu jest jego sedno, jest owa nić porozumienia, o której tyle się mówi i pisze, a ciągle jest pojęciem nieuchwytnym. Sposób pokazywania przez Jacka Paplę zapamiętanych i zarejestrowanych fotograficznie obrazów ma charakter wizualnych wierszy haiku, które bardziej się czuje niż rozumie, bo nie do rozumu są one kierowane… I choć to kategoria nieartystyczna – z całą pewnością można grafiki Papli, jak zresztą całą jego twórczość (także projekty graficzne i fotografie) postrzegać jako całkowicie bezpretensjonalne. Pewnie to wynika z braku pozy u samego twórcy, który bardziej ceni sobie kameralne życie niż ściganie się o zaszczyty i stanowiska. To osadzenie w prywatności nadaje wielu pracom szczególny, wyciszony charakter, bywa, że wręcz melancholijny (jak np. serigrafia Zaduma), ale też po prostu refleksyjny.

***

Lata 90. w twórczości Jacka Papli to przede wszystkim „notatki” z podróży. To swego rodzaju pamiętnik czy też dziennik podróżny, w którym pojawiają się kadry, które zafascynowały artystę. Uroda norweskich krajobrazów w cyklu Środek nocy, uroki legendarnego włoskiego miasta – Kanały Wenecji czy też przewrotnie przemontowywane widoki Londynu w ramach cyklu zatytułowanego po prostu Londyn. Wystarczy rzucić okiem, by dostrzec, że nie są to pocztówki, ładne widoczki o charakterze pamiątek, ale nacechowane autorskim widzeniem obrazy reprezentatywne dla wybranego miasta czy kraju. Ingerencja autora wraz z upływem lat staje się coraz bardziej istotnym, by nie rzec – dominującym elementem grafik. W „norweskich” sitodrukach realna przestrzeń utrwalona na fotografii stanowi zaledwie pretekst do skonstruowania wizji miejsca. Prawdziwe góry zaledwie majaczą we mgle… I znowu głównym „bohaterem” zdaje się być światło. Rozbłyskuje na morskiej tafli wśród fiordów, żarzy się w lampach podglądanego z zewnątrz domu.

***

W ostatniej dekadzie minionego wieku w graficznej twórczości Jacka Papli pojawia się jeszcze jeden temat – bardzo istotny: zwierzęta. Są one bohaterami cyklu Przyjaciele. Kasztanowego umaszczenia suczki Dora i Alma świetnie prezentują się na zdjęciach, które stanowią punkt wyjścia do druków cyfrowych. [Zwierzęta są też tematem licznych fotografii Jacka Papli. Niektóre z nich można zobaczyć w zakładce Marginalia na jego stronie internetowej.] Do dzisiaj też dom Paplów jest także domem ich zwierząt. Dwa psy i jeden kot należą do rodziny i mają wiele przywilejów, o obowiązkach raczej w odniesieniu do nich się nie wspomina… Przejęły np. na własność dwa fotele w bibliotece, zaprojektowanej jako miejsce do spokojnego czytania książek. Cóż, pomysł świetny, ale wprowadzając go w życie, nie przewidziano, że zwierzaki zdecydują inaczej. Kto ośmieliłby się z nimi dyskutować? W końcu czytać można wszędzie, a tak pięknie komponować się z oparciem fotela, gdy ma się sierść i cztery łapy – tylko w bibliotece. Tworząc wspomniany cykl Przyjaciele, Jacek Papla doceniał urodę zwierząt, a nawet można odnieść wrażenie, że traktował ją bezkrytycznie, bo w tej serii prac autorskie ingerencje w zapis fotograficzny są minimalne. Trochę tak jakby nie należało poprawiać doskonałego, ale przetwarzanie zastanej rzeczywistości przez Paplę tak naprawdę nie jest jej poprawianiem, ale raczej nadawaniem jej swoich imion, pozostawianiem swoich śladów. Zresztą pojęcie śladu stanie się słowem-kluczem dla cyklu prac graficznych z lat 2009/10.

***

Dom rodziny Paplów w Nekielce jest pełen światła, bo wiele w nim okien i przeszklonych ścian. Śledząc twórczość Jacka trudno nie zauważyć, że światło jest bardzo ważne zarówno w jego grafikach, jak fotografiach, ale i użytkowych projektach graficznych. Światło jako główny bohater, światło jako konstruktor obrazu i wreszcie światło jako znak życia (grafika Jestem). Artysta zdaje się celebrować gry świetlne obecne w naturze i podkreślać je na swój sposób, czyli zwykle przez podbicie dodatkowym kolorem, wyodrębnienie z monochromatycznego tła. Odblaski na wodzie, w rozmaitej postaci, powracają w grafikach na przestrzeni kilku dekad. Najbardziej widowiskowe – w cyklu z lat 90. pt. Kanały Wenecji. Kładą się barwnymi plamami na powierzchni wody, ale też wibrują zielenią i błękitem, nasuwając skojarzenia z malarstwem impresjonistycznym. W kolorowych plamkach również zaklęte jest światło, promienie skaczące po falach.

***

Lata 80. Jacek Papla rozmawiając z Andrzejem Haegenbarthem (Projektowanie jest sztuką, wywiad dla Panoramy Miast) stwierdza: „Projektowanie jest sztuką, wymaga studiów i praktyki. Obecnie ludzie zajmujący się grafiką użytkową dysponują umiejętnością posługiwania się programem komputerowym, ale nie mają po pierwsze – świadomości plastycznej, po drugie – świadomości graficznej i po trzecie – świadomości projektowej. A bez tego nie ma mowy o dobrym projektowaniu”. Projekty Papli są efektem i studiów, i praktyki. Świadomość plastyczna, graficzna i wreszcie projektowa, o których wspomina, pozwalają mu również uczyć studentów. Ma pełne prawo uczyć ich zawodu, gdyż w jego własnym dorobku znajdują się bardzo liczne projekty graficzne, np. logotypów, folderów, okładek (również płytowych). Są też pozycje książkowe – np. Grafika warsztatowa. Podręcznik technik graficznych, katalogi (np. Bronisław Schlabs i Lech Ratajczyk), afisze i plakaty czy wreszcie 6 na 9. Czasopismo dla młodzieży, które niestety ukazywało się krótko, bo opierało się na zbyt chyba ambitnych założeniach. Jest też owoc aktywności ostatnich lat, czyli Piękna Sztuka – czasopismo Pracowni grafiki edytorskiej Uniwersytetu w Zielonej Górze.

***

Pierwsza dekada XXI wieku. Jacek Papla w swych grafikach kontempluje otoczenie, portretuje rodzinę… Powstają nowe cykle: Cztery pory roku, Poranek, Szal, Rodzina i Sfery wrażliwości. Nadal z dala od publicystyki, a blisko codzienności i codziennych zamyśleń i zachwytów. Impulsem do powstawania tych prac jest, jak i poprzednio, obserwacja napotykanych zjawisk, przelotne lub trwałe fascynacje. Materialnym punktem wyjścia pozostają fotografie, które artysta przetwarza, akcentując to, co dla niego ważne. W odautorskich ingerencjach w obraz fotograficzny Jacek Papla zdaje się być spontaniczny, ale biorąc pod uwagę żmudny proces powstawania serigrafii, chyba o spontaniczności trudno mówić. Za nakładanymi niby od niechcenia barwnymi plamami stoją precyzja i dyscyplina. Cztery pory roku w syntetycznym ujęciu opowiadają o urodzie otaczającego nas świata, który „przebiera się” w rozmaite barwy wraz z upływem kolejnych miesięcy. Nie sposób odrzucić skojarzenia z dziełem Vivaldiego, w którym z kolei każdą z pór roku symbolizują charakterystyczne dla niej dźwięki. Tak w grafikach Papli barwy sygnalizują kolejne fazy cyklu przemian przyrody. Uderza prostota i umiłowanie rozległych przestrzeni, co dobitniej wybrzmiewa, gdy ogląda się prace w oryginalnych – sporych formatach. Duże powierzchnie grafik są niejako ekwiwalentem malarskiego rozmachu. Pozwalają poczuć przestrzeń, ale i nasycić oczy kolorem. Tęsknota za malarstwem objawia się też pośrednio przez nadrukowanie prac na płótnie, a nie papierze…

***

Lato 2016 roku. Jacek Papla czekając na emeryturę, choć to słowo brzmi obco w odniesieniu do tak aktywnej osoby, planuje powrót do malowania. Kiedyś je zarzucił, choć podczas studiów namawiano go, by przeniósł się na malarstwo. Ostatecznie, jak to sam mówi: sitodruk go przekonał, ale bywało, że ciągnęło go do płótna i farb. W pracowni czekają więc zaczęte obrazy. Pobrzmiewają też w pamięci dane kiedyś obietnice namalowania portretów Ewy, dla córek… Czeka również ciemnia i skompletowany sprzęt fotograficzny. Jacek Papla planuje bowiem powrót do czarno-białej fotografii, która była przecież punktem wyjścia jego pierwszych sitodruków.

Wrzesień 2016 roku. Jacek Papla odwiedza wystawę rysunku, pod wpływem której zaczyna szukać w pracowni dawno nieużywanych piórek, stalówek i ołówków. Może powróci też do rysowania…

***

Rodzina. Z pewnością najważniejsza w życiu Jacka Papli. Kiedyś i teraz – tak samo. Zawsze na szczycie hierarchii wartości i ważności. Mało jest twórców tak dobitnie akcentujących swoje przywiązanie do najbliższych. Bez upiększania, bez pozy, po prostu. Cykl Rodzina, który powstał w pierwszej dekadzie XXI wieku dokumentuje wspólne chwile i odzwierciedla nastroje spotkań. Ironicznie żartobliwe tytuły poszczególnych prac stwarzają bardzo szczególny kontekst, oparty na ciepłej, lecz nie sentymentalnej relacji. Sporo w tych pracach humoru i dystansu. Na odbiorcę grafik spoglądają: Pantoflarz, Weterani rocka, Mafia, Całuśnicy – rodzina Paplów w rozmaitych rolach i sceneriach. Czarno-biały portret małżeństwa Ewy i Jacka ubarwiają tylko czerwone paznokcie Ewy. Znak jej dominacji nad tytułowym „pantoflarzem”… Wiele w przedstawieniach rodziny żartów, często ich medium jest właśnie kolor – np. „namalowane” czerwone usta „całuśników”.

***

Początek XXI wieku. Nowa epoka i nowy nurt w twórczości graficznej Jacka Papli, bo cykle Poranek, Szal i Sfery wrażliwości różnią się od dotychczasowych prac. Nie tylko przez to, że są zmysłowe i bez wątpienia –używając nieco wytartej formułki – podszyte subtelnym erotyzmem. W tych grafikach pojawiają się postaci bez twarzy, więc nie tyle osoby co bardziej znaki osób. Kobiece ciała stają się w nich pięknymi kształtami czy wręcz niejako dekoracyjnymi ornamentami również przez to, że wyeksponowane są jedynie ich fragmenty. Prace z cyklu Poranek kojarzyć się wręcz mogą z nurtem abstrakcji aluzyjnej, bowiem sposób komponowania poszczególnych grafik pozwala na odczytanie ich zarówno abstrakcyjnie, jak i figuratywnie. Tytuł naprowadza na trop dostrzegania kobiecego ciała w pościeli, ale uroda tych sitodruków opiera się na harmonijnym rozmieszczeniu barw i kształtów wzmocnionych charakterystycznym dla artysty rastrowaniem. Ta quasi abstrakcyjność, która pojawia się w I dekadzie XXI wieku w twórczości Papli, stanowi interesujące novum i świadczy o chęci eksperymentowania i mimo wcześniejszych osiągnięć i udziału w licznych wystawach – poszukiwania nowych sposobów artystycznej wypowiedzi.

***

W 2000 roku powstają druki cyfrowe z cyklu Karwieńskie błota. Piękny cykl pejzażowy, w którym światło podkreśla urodę przetwarzanego krajobrazu. I to ono ponownie – jak w cyklach z lat 70. i 90. – konstruuje obraz. Skłonność Jacka Papli do „rzeźbienia” światłem wynika zapewne z uprawianej przez niemal całe dotychczasowe życie fotografii. Niezaprzeczalna uroda Karwieńskich błot sprowokować może odbiorcę do refleksji nad pojęciem, które w sztukach wizualnych XXI wieku zdaje się być anachronizmem, a jest nim kategoria piękna jako wartości. Jacek Papla będąc grafikiem, ale i wykładowcą, nauczycielem grafiki projektowej zapewne ma tego świadomość. [Zresztą jak sam deklaruje – nie przedkłada jednej z dziedzin (grafiki warsztatowej i projektowej) nad drugą. Satysfakcja płynąca z uprawiania obu jest taka sama i wynika po prostu z faktu, że udało się zrealizować zamysł]. Zapytany wprost o pojęcie piękna – wypowiada się w typowym dla siebie nieafektowanym stylu: „Piękno dla każdego jest czym innym… Trzeba znaleźć złoty środek. Tego słowa nie da się wytłumaczyć. W grafice projektowej to kwestia czystej kompozycji – wszystko musi mieć uzasadnienie. Tego wymagam od studentów. Muszą wytłumaczyć np. elementy kompozycji, bo komponowanie niesie informacje. Grafika projektowa jest grafiką do rozmowy. Świetnie, gdy można ją kontemplować. Gdy coś jest nie tak, to odbiorca odczuwa dysonans. Grafik musi umieć to wytłumaczyć. Jednak od słowa <<piękny>> lepiej tu odejść…”

***

Lata 2003 – 2008. Jacek Papla jest wicedyrektorem Instytutu Sztuk Pięknych Uniwersytetu Zielonogórskiego. Ma już na swym pedagogicznym koncie kilkadziesiąt studenckich dyplomów (magisterskich bądź licencjackich). Za jego namową wychodzi pierwszy numer Biuletynu ISP. Potrzeba publikowania czasopism ponownie dochodzi do głosu (po 6 na 9, a przed Piękną Sztuką). W jakimś stopniu realizuje się ona również później w prowadzeniu Forum pracownianego oraz bloga. Papla jest aktywny, zależy mu na dobrym kontakcie ze studentami, na jakości edukacji i wreszcie na dyskusji. Pewnie dlatego w pamięci jednej z byłych studentek (jeszcze z czasów poznańskich) pozostał jako człowiek z pomysłami i innowator.

***

Lata 2009/10 – powstaje cykl Ślady. Wręcz prowokacyjnie oszczędny w środkach wyrazu, prosty, otwarty na rozmaite interpretacje. Powracają znane z wcześniejszych grafik (Notatnik norweski, lata 80.; Środek nocy, lata 90.) motywy: ściany budynku, okna, drzwi. Zadrapania farby, odpryski, szczeliny między deskami, monochromatyczne powierzchnie z drobnymi, ale znaczącymi akcentami żywej barwy. Konkretne powierzchnie drewnianych zabudowań przestają być wizualną notatką ze spaceru, bo ich obraz nabiera cech bardziej uniwersalnych, a w kontekście tytułu – wręcz symbolicznych. Ślad człowieka? Ślad autora grafiki? Ślad mijającego czasu…

***

Rok 2016. Jacek Papla mówiąc o swojej twórczości, stwierdza, że w jego powstających przez lata grafikach nie ma z założenia jednego stale drążonego tematu, ale są bieżące reakcje na to, co dzieje się dokoła. Gdy przyjrzeć się pracom graficznym Papli, ta deklaracja się potwierdza. Dotyczy ona również wykonywanych przez niego fotografii, wynikających zwykle ze spontanicznej potrzeby rejestrowania napotkanych zjawisk. Owa potrzeba zauważenia i zatrzymania obrazu zapewne wiąże się z refleksyjną naturą artysty, który przetwarzając, komentuje rzeczywistość. O ile jednak na blogu Jacek Papla odnosi się do bieżących zdarzeń w kraju, o tyle – co ciekawe – ani do grafik, ani do fotografii nie wkrada się nigdy publicystyka.

***

W 2011 roku powstają cykle grafik: Runy, Wota i Znaki. W tych wielobarwnych pracach o tajemniczo lakonicznych tytułach ingerencja autora w obraz fotograficzny zdaje się iść nieco dalej niż dotąd. Jacek Papla nakładając w Wotach barwne plamy, roztacza wokół przedstawianej przestrzeni magiczną aurę. Wiszące na gałązkach kolorowe wstążki i sznurki odsyłają widza do odwiecznej opozycji pomiędzy naturą i kulturą. W ukazanym leśnym pejzażu zauważalna jest obecność człowieka. Poprzez pozostawione przez niego ślady przyroda zdaje się tracić swą autonomię, ale nie tajemnicę. Z kolei w cyklu Runy pojawia się sugestia ingerencji ludzkiej polegającej na umieszczaniu runicznych znaków np. na skałach, kamieniach. Tymi „runami” są między innymi dziwnie rosnące kępy mchu… Bez tego tytułu odbiorca widziałby je zapewne inaczej. W Znakach Jacek Papla ukazuje dachy i umieszczone na nich okna, w których odbija się niebo. Bywa ono błękitne i „przystrojone” obłokami, ale też groźnie czerwone jak od zachodu słońca lub łuny pożaru… Przedstawione płaszczyzny przynosić mogłyby na myśl geometryczną abstrakcję, gdyby nie owe okna, które przypominają, czym są te z pozoru abstrakcyjne mozaiki ułożone z dachówek. Trzy wspomniane cykle choć posiadają walory dekoracyjne, nie zostały zdominowane przez estetykę. To, co uderza – to szczególnie intensywna aura tajemniczości, która je otacza. Ta zagadkowość wyróżnia je również na tle wcześniejszej twórczości Jacka Papli.

***

To, rzecz jasna, nie wszystkie elementy układanki, ale zaledwie drobna ich część. Wiele stron by jeszcze można napisać, przytoczyć anegdoty z życia Jubilata, cytaty z wypowiedzi dawnych i niedawnych, wymienić sporo pominiętych, a istotnych faktów, ale nie zmieniłoby to wizerunku Bohatera tej opowieści. Choć „klocki” składające się na tę „jubileuszową układankę” są niekompletne i porozrzucane, to jednak tworzą obraz człowieka i twórcy – osoby wyciszonej, choć na pewno nie ponurej. Uważnie obserwującej otaczający świat, możliwe, że stale odruchowo kadrującej widziane obrazy. Jeśli nawet jest w naturze Jacka Papli odrobina melancholii, to nie tłumi ona towarzyszącej mu stale ochoty do żartów, a śmieszy go np. Kabaret Starszych Panów, ale i zabawne zachowanie psa. Ceni rzetelną pracę, ale także leniwe popołudnia… I choć tworzy i wystawia od kilkudziesięciu lat, nie lubi nazywać siebie artystą…

Bogna Błażewicz